czwartek, 21 stycznia 2010
The Black Heart Procession
Ostatnio odkopałam z czeluści mojej płytoteki albumy The Black Heart Procession, którym nigdy nie poświęciłam jakiejś szczególnej uwagi. Pamiętałam, że to muzyka mroczna i "wysoce depresyjna", jak można przeczytać na większości blogów muzycznych, na których się o niej wspomina, właściwie to wszystko.
The Black Heart Procession to kapela panów z Kalifornii, założona w roku 1997 i przez "fachowe" portale określana wielce zachęcającym do słuchania mianem MROCZNEGO INDIE ROCKA. Pierwszy raz z zespołem o wdzięcznym skrócie BHP zetknęłam się za sprawą znakomitych audycji Marcina Świetlickiego w dawnej Radiostacji, "Ostatnia stacja", których namiętnie słuchałam w okresie okołomaturalnym. To był rok 2000, czas wydania płyty "Three", którą to płytę Świetlicki puszczał w swojej audycji. Ponieważ nie były to jeszcze (przynajmniej dla mnie) te czasy, że gdy spodoba się nam zespół, po prostu notuje się jego nazwę, a potem wpisuje ją w google i ściąga interesujące nas albumy, musiałam ratować się inaczej. Nagrywałam te audycje na kasety, a potem pieczołowicie opisywałam ich okładki nazwami kapel i piosenek, które się w danej audycji pojawiły. Męczące, ale jakąż wartość miały te wszystkie piosenki! Świetlicki puszczał "Three", a ja ostatnio, po prawie 10 latach przypomniałam sobie o tej i innych płytach The Black Heart Procession i przeżyłam przemiłe zaskoczenie z cyklu 10 years after. Okazało się bowiem, że muzyka ta jest nie tylko mroczna i depresyjna, lecz także niesamowicie piękna, urzekająca, wieczorna, zmysłowa i poruszająca. Nie wiem, co jest bardziej zadziwiające - to, że przez tych kilka dni, kiedy słucham ich niemal bez przerwy, jeszcze mi się nie znudzili, czy to, że jeszcze nie dostałam depresji i że się na nią nie zanosi. Muzyka rzeczywiście jest przez większość czasu szalenie smutna, ale jednocześnie tak piękna, że popadanie w bezkresny dół przegrywa z takim totalnym, wręcz dziecięcym oczarowaniem pięknem, bezpretensjonalnością i wrażliwością tego, co się słyszy. The Black Heart Procession trochę kojarzy mi się z pogwizdującym złowrogo wieczornym wiatrem i dzikim, ciemnym borem, a trochę z takim nocnym tête-à-tête z własnymi odczuciami i emocjami, na które normalnie nie ma się czasu. I na pewno kojarzy mi się z niesamowicie przyjemnym i jakże rzadkim uczuciem pełnej przyjemności kontemplacji cudownej muzyki, czego życzę wszystkim, którzy zdecydują się posłuchać np. tej piosenki. Jest to piosenka z płyty "Three", chyba pierwszy utwór BHP, który słyszałam:
http://www.youtube.com/watch?v=yfGxHgysvfg
A to jeszcze inna przepiękna piosenka ze smutnym tekstem, którą uwielbiam:
http://www.youtube.com/watch?v=9qbT2HIIlx8
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie chcę się czepiać, ale każdy szanujący się dziennikarz muzyczny, by Ci dał kuksańca za "puszczać", zwłaszcza w odniesieniu do radia ;-)
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo ładnie, aż sobie posłucham zachęcony!
To ja, gRO ;-)
Zbyszeńku, ale ja nie jestem dziennikarzem; to jest pamiętniczek, a nie szanująca się recenzja ;-)
OdpowiedzUsuńprzyszłem z pomocom tak jak ómiauem ;-)
OdpowiedzUsuńPowiedz jeszcze, co miałabym pisać 'zamiast' - Świetlicki EMITOWAŁ? ;-))
OdpowiedzUsuńPREZENTOWAŁ.
OdpowiedzUsuńTo brzmi dziwnie, ale dziennikarze, zwłaszcza z radia obruszają się na "puszczanie" - sam to nieraz odczułem ;>
Żeby się nie obsrali z obruszenia. Muszę wymyślić jakieś określenia, na jakie ja jako tłumacz będę się obruszać, bo taki brak obruszenia to się nie godzi ;-)
OdpowiedzUsuńAle dziękuję za oświecenie :)
A na kolejnej imprezie powiem "Zbyszku, zaprezentuj ten zacny utwór, który słyszeliśmy ostatnio" ;-)
OdpowiedzUsuńWiesz- tu chodzi o to, że gdybyś pracowała na antenie w radiu, to wolałabyś mieć zapewne funkcję prezenterki a nie puszczalskiej :D
OdpowiedzUsuńA na kolejnej imprezie, na którą się w końcu zdecydujesz ze mną jednak zobaczyć, to już pewnie będę głuchy ze starości ;>
OdpowiedzUsuńSłuch może jeszcze masz, ale narzekasz już jak stary.
OdpowiedzUsuń