środa, 12 maja 2010

Mark Lanegan, 9 maja 2010, Berlin, Lido



Mark Lanegan należy do tych artystów, którzy na koncercie nie muszą robić zbyt wiele ponad swoje możliwości, by mnie zauroczyć. Wystarczy głos i repertuar, który kocham, a kocham większość jego repertuaru. Do tej pory widziałam Lanegana tylko na koncertach, na których występował jako gość bądź część zespołu - The Twilight Singers, The Gutter Twins, z Isobel Campbell. Koncert w Lido był pierwszym pełnym koncertem samego Lanegana, do tego akustycznym, nastrojowym. Nastrój budował już sam klub, pod który podjechaliśmy wiele godzin przed koncertem. Obejrzeliśmy go z każdej strony i zrobiliśmy mnóstwo zdjęć klubu, plakatów i siebie z plakatami. Klub mały, niepozorny, rock'n'rollowy, trochę skojarzył mi się z legendą nowojorskiego CBGB's. Ludzi niezbyt wiele, żadnego tłoku, przepychania, pełne skupienie na tym, co dzieje się na scenie. A działo się dobrze. Niewiele, ale pięknie. Sam Lanegan nie wyglądał na pełnię formy, ale zaśpiewał przepięknie, nastrojowo, magicznie. To na tym koncercie miałam okazję poznać perełkę w postaci "Mirrored", który pochodzi z singla "Hit the City". I usłyszeć akustyczne "Hangin' Tree" QOTSA. Przepiękny głos Lanegana, nastrojowe aranżacje - właściwie tylko tyle i aż tyle wystarczyło, by mnie kompletnie zaczarować. Nie ma tu miejsca na pisanie o kontakcie z publiką, specjalnie przygotowanych przez artystów momentach, czy innych atrakcjach, bo ich nie było. Surowo, minimalistycznie i prosto, ale jakże pięknie. Szkoda, że w Polsce nie mamy takiego Lido i takich koncertów. Ale z drugiej stronie zawsze chętnie pojadę na taki piękny koncert do pięknego Berlina.

http://www.youtube.com/watch?v=Wn2XkMsakVE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz